
„Niezdrowe” opalanie na plaży, czy tez w solarium można według wielu „ekspertów” zastąpić „zdrowymi” alternatywnymi środkami nazwanymi bardzo mało wiarygodnym i jakże mało logicznym określeniem samoopalaczami. Czy tak jest na pewno? Określenia „zdrowe” i „niezdrowe” w świetle wyników najnowszych badań zaczynają się zamienić miejscami. Jak na ironię zdemonizowane słońce wraz z profesjonalnym certyfikowanym solarium powraca do łask a alternatywne sposoby pozyskiwania sztucznego brązu coraz częściej ulegają krytyce.
Cała prawda o szybkim brązie
Samoopalacze z DHA!
Piękny oliwkowy brąz w ciągu kilku minut zastępujący bladą skórę – to ciągle spełniające się marzenie kobiet które nie mogąc doczekać się wiosny decydują się na użycie samoopalacza i tym samym chemiczne przebarwianie swojej skóry. Wraz z nim rosną obroty koncernów kosmetycznych oraz handlowców posiadających rozreklamowane z gigantyczne pieniądze kosmetyki „samoopalające”. Czy wraz z tak zdobytym brązem przyjdzie również wiosenny optymizm i poprawa nastroju? Bez ultrafioletu z pewnością ani tego ani tamtego nie będzie, a po przeczytaniu wyników badania Eco-Test mogą one przerodzić się w jeszcze większe przygnębienie.
Szybki brąz nie musi popłacać
Zaskakujące wyniki swoich niezależnych testów opublikowała na kilka dni temu niemiecka organizacja konsumentów w swoim czasopiśmie Eko-Test. Jako najbardziej opiniotwórcza i rzetelna organizacja w Europie Zachodniej, stojąca na straży konsumentów, prowadzi każdego miesiąca równolegle kilkanaście testów różnych produktów. W ubiegłym roku do testów które nas najbardziej zainteresowały należały kosmetyki do opalania na plaży których to cena okazała się nie być wcale zależna do jakości. W tym roku nasza szczególna uwagę zwrócił test kosmetyków „samoopalających”, które w ostatnich latach stały się bardzo popularną i zarazem „bezpieczną” alternatywą dla opalania. Czy faktycznie są one zamiennikiem opalania, skoro nic wspólnego z opalaniem nie mają? Dziś już wiemy, że nie, i zostało to potwierdzone badaniami prowadzonymi równolegle przez wiele instytutów naukowych zajmujących się badaniem wpływu życiodajnej witaminy D3 na nasz organizm. Witamina ta syntezowana jest tylko i wyłącznie przez nasza skórę, a za jej produkcję odpowiedzialne są promienie ultrafioletowe, których w samoopalaczach niestety nie znajdziemy.
Słońce kontra tubka
Głośne kampanie anty słoneczne, prowadzone od lat przez niektóre kręgi dermatologów, onkologów oraz stowarzyszenia walki z rakiem przekonują od lat szerokie grupy ludzi do unikania słońca oraz solarium podając jako bezpieczną i zdrową alternatywę produkt samooplający. Z jednej strony zapominają oni o życiodajnym, biopozytywnym oddziaływaniu promieni ultrafioletowych na nasz organizm, z drugiej, chyba nigdy nie przyglądali się bliżej takim preparatom. Może warto się im przyjrzeć bliżej zanim zacznie się gloryfikować wyroby gigantycznego i szybko dostosowującego się do potrzeb rynku przemysłu kosmetycznego?
Testujemy brąz z tubki
W lutowym numerze czasopisma Eco-Test przetestowano 17 preparatów
„samoopalających”, które między nami mówiąc, nie powinny nawet nosić miana „opalające” ponieważ z opalaniem nie mają niestety nic wspólnego. Dla takich preparatów słowik przewidział od lat funkcjonujące na rynku określenie: brązujące. Preparaty takie możemy podzielić na chemiczne oraz oparte na naturalnych składnikach. Testując tego typu kosmetyki przebarwiające naszą skórę na brązowo ograniczono się tylko do produktów które można nabyć w ogólnodostępnych drogeriach oraz niektórych aptekach.
„…niestety w handlu znaleźć można wiele produktów które nie możemy uznać za alternatywne dla naszej skóry ponieważ zawierają one wiele substancji zapachowych powodujących alergie oraz składniki, które nie są dla naszej skóry obojętne, a nawet mogą być uznane za szkodliwe…”- tak brzmi notka prasowa umieszczona przed tabelą z wynikami testów.
Zapach nie zawsze obojętny
Jedną z takich substancji jest kumaryna chętnie stosowania w przemyśle perfumeryjnym, mydlarskim, tytoniowym i spirytusowym. Podczas badań na zwierzętach laboratoryjnych udowodniono że powoduje ona marskość wątroby. Z tego powodu została ona niemal całkowicie wycofana z produktów spożywczych w Europie i USA. Dawniej kumaryna była masowo stosowna w wielu kompozycjach zapachowych, dzisiaj jej zastosowanie stoi pod znakiem zapytania. Istnieją podejrzenia, że przy pomocy odpowiednich środków znajdujących się np. w nowoczesnych preparatach kosmetycznych, może ona przedostawać się również do organizmu przez skórę powodując uszkodzenie wątroby. Jak bardzo jest groźna? Tego jeszcze nie wiadomo ponieważ takich badań nie przeprowadzono. Przemysł kosmetyczny zapewnia jednak, że ilość jaka mogłaby się przedostać przez skórę nie przekracza dopuszczalnej dawki dziennej z jaką nasz organizm jest sobie w stanie poradzić.
DHA pod lupą
Głównym powodem tak złej oceny kosmetyków „samoopalających” dla wielu marek był jak na złość składnik mający spełniać główne zadania czyli czynna substancja prowadząca do zmiany koloru zewnętrznej warstwy poniekąd martwego już naskórka. Substancja ta nazywa się dihydroksyaceton a jej ogólno przyjętym na całym świecie skrót to DHA. Substancja znana już od ponad 40 lat boryka się ostatnio z dużymi problemami. Podczas testów okazało się, że jest ona bardzo niestabilna a duża zawartość wody w kosmetykach „samoopalających” prowadzi do jej jeszcze szybszej degradacji spełniając zadania katalizatora. DHA pod wpływem ciepła i czynnika czasu ulega rozkładowi, którego wynikiem jest aldehyd mrówkowy znany fachowcom pod nazwą formaldehyd. 30-50% roztwór tej substancji znany jest również jako formalina. Formaldehyd, używamy jest między innymi do dezynfekcji oraz jako środek bakteriobójczy. Niezbyt przyjemną informacją jest jednak fakt zakwalifikowania formaldehydu do grupy substancji alergennych oraz toksycznych a więc niebezpiecznych dla zdrowia.
Na stronach Centralnego Instytutu Ochrony Pracy czytamy o formaldehydzie czytamy między innymi tak wstrząsające i jednocześnie zastanawiając informacje:
…w warunkach normalnych jest bezbarwnym gazem o charakterystycznym gryzącym zapachu, temperaturze wrzenia 19,5oC, temperaturze topnienia - 92oC, który miesza się we wszystkich stosunkach z wodą…
…Formaldehyd jest stosowany najczęściej jako surowiec do produkcji wielu barwników, żywic syntetycznych, w garbarstwie, fotografice, do konserwacji i utrwalania preparatów anatomicznych i histopatologicznych oraz jako środek dezynfekujący…
Formaldehyd został sklasyfikowany jako substancja toksyczna i żrąca oraz rakotwórcza kategorii 3. Jest to substancja prawdopodobnie rakotwórcza dla ludzi wg rozporządzenia MZiOS z dnia 11 września 1996 r. oraz wg IARC (grupa 2A). W stężeniach powyżej 25-procentowych działa toksycznie w przypadku narażenia drogą oddechową, kontaktu ze skórą i po spożyciu. Wywołuje oparzenia. Możliwe ryzyko powstania nieodwracalnych zmian w stanie zdrowia. Może powodować uczulenia w przypadku kontaktu ze skórą.
Formaldehyd - uszkadza aparat rzęskowy komórek nabłonka, którego zadaniem jest oczyszczanie dróg oddechowych m.in. z pyłku, bakterii i wirusów. Uwalnia się z artykułów chemicznych (farby, lakiery, kleje, syntetyczne dywany i wykładziny. także płyt wiórowych).
DHA i starzenie się skóry
Mechaniczne, przedwczesne starzenia się skóry, przypisywane do tej pory tylko i wyłącznie słońcu, może być wywołane również przez formaldehyd. W przypadku takich szkód nie możemy liczyć jednak na zbawienne dla tego zjawiska szybkie regenerowanie skóry. Tylko wyprodukowana podczas ekspozycji witamina D3, swoim podwyższonym stężeniem, pozwala na szybką naturalną a wiec i prawidłową samo regenerację. Tyczy się to zarówno komórek skóry jak i włókien kolagenowych za których to budowę jest ona również w pierwszej linii odpowiedzialna.
Nieproszeni goście
Jakby tego wszystkiego było jeszcze mało to w skaldzie 11 z 17 produktów z drogerii stwierdzono obecność innej substancji oraz jej pochodnych. Ze względu na swój charakter może ona być również szkodliwa dla naszego zdrowia. Jest nią Poli(tlenek etylenu) (glikol polietylenowy z ang. Polyethylene glycol, PEG lub Polyethylene oxide, PEO). Jest to polimer stosowany m.in. jako emulgator oraz środek zwiększający lepkość poprzez wiązanie tłuszczy z wodą. Stosowany powszechnie jako składnik wielu kosmetyków jak i w przemyśle farmaceutycznym może jednak doprowadzać do zwiększenia przenikalności tkanki umożliwiając tym samym przenikania niepożądanych substancji.
Niebezpieczne filtry UV
Mocnej krytyce poddano również preparaty „samooplające” zawierające filtry UV. Substancje stanowiące filtry znalazły się już na listach podejrzanych o działania hormonalne. W konfiguracjach z innymi substancjami mogą one przedostawać się w głąb skóry i wnikać do układów wewnętrznych. Ostatnie badania naukowe dowiodły, że ich obecność można zauważyć nawet w mleku karmiącej matki. Tu rodzi się pytanie - czy alternatywa dla sztucznego opalania, lub chronienia się przed słońcem filtrami nie odwraca się przeciwko nam samym.
Substancję nazwaną ftalanem dietylu wykryto w czterech produktach. Ftalan dietylu jest estrem kwasu ftalowego i alkoholu etylowego dobrze rozpuszczalnym w alkoholach i chloroformie. Ftalan nie jest obojętny dla zdrowia i zagraża również środowisku naturalnemu. Środki tego typu mogą działać również jako hormony zagrażając tym samym poprawnemu funkcjonowaniu wątroby i nerek. Czy mogą one więc stanowić składnik „zdrowej” alternatywy do opalania?
3 na 17
Sytuacja nie jest jednak do samego końca tragiczna. Pomimo, że z17 testowanych produktów ponad połowa uzyskała notę, która je dyskwalifikowała, trzy ze znajdujących się w teście produktów można było uznać za godne polecenia. Oczywiście pod warunkiem że będziemy je dobrze przechowywać lub otrzymamy produkty bardzo świeże, można powiedzieć prosto z fabryki.
Bierna postawa producenta
Na zapytania w kierunku producentów związane z tematem formaldehydu, większość z nich odpowiedziała, że w chwili produkcji śladowa ilość tej substancji w preparacie nie stanowiła powodu do obaw i była dopuszczalna. Jeśli z czasem koncentracja tej substancji rośnie, to jest to wina złego przechowywania preparatu i nie stanowi powodu do ewentualnych roszczeń konsumenta wobec producenta. Jeśli już ktoś chce, o coś skarżyć, to powinien zwrócić się do dystrybutora lub handlowca. Brak formaldehydu w recepturze produkcyjnej uniewinnił więc automatycznie producentów, którzy wobec takiego stanu rzeczy nie poczuwają się do winy. Ciekawe podejście. Jeśli w dniu napełniania butelki, tubki czy tez pojemniczka formaldehydu nie było, to nie pozostaje nic innego jak szybko sprawić aby opuściła ona czym prędzej fabrykę. Wtedy problem leży już po innej stronie. Czy jest to pocieszające? Moim zdaniem mało, szczególnie jeśli weźmiemy uwagę na to, że synteza tej substancji odbywa się już w temperaturze 19,5 stopni Celsjusza. Czy jakikolwiek dystrybutor odbiera i transportuje kosmetyki w chłodniach, w jakich warunkach są one przechowywane choćby u producenta i czy sklepy i drogerie przetrzymują „samoopalacze” w lodówkach? Na wszystkie pytanie możemy odpowiedzieć zgodnym „nie”. Jeśli problem jest chemikom znany to zastanawiający jest fakt braku umieszczenia, na opakowaniu oraz ulotce, informacji o odpowiedniej temperaturze przechowywania nie produktu. Na logikę nie powinna ona w żadnym wypadku przekroczyć temperatury 19, 5 stanowiącej jednocześnie temperaturę wrzenia formaldehydu.
Wolniej, drożej ale bezpieczniej
Przemysł kosmetyczny dla wyeliminowania wielu wad DHA, starał się znaleźć środek zastępczy. Jest nią obecnie erytruloza. Nie jest jednak ona jednak chętnie stosowna ponieważ nie dając tak natychmiastowych i spektakularnych, a więc porównywalnych z DHA efektów. Dodatkowym wielkim mankamentem erytrulozy jest jej cena wielokrotnie przewyższająca cenę DHA. Powodem jest jej naturalne, a nie chemiczne pochodzenie. Erytruloza w składzie chemicznym jest podobna do DHA, a więc i jej właściwości są podobne. Wykazuje się jednak dużo wyższą stabilnością. Z tego też powodu problem uwalniającego się formaldehydu jej nie dotyczy. Ta dobra cecha erytrulozy nie cieszy jednak chemików ani koncernów kosmetycznych, ponieważ wraz z jej stabilnością spektakularność zjawiska szybkiego przebarwiania się naszej skóry spada w porównaniu do dużo bardziej aktywnego DHA do przysłowiowego zera. Dwa dni zamiast dwóch godzin – tyle musi czekać miłośnik sztucznego brązu na efekt przy zastosowaniu samej erytlurozy. Próby jakie przeprowadziły koncerny kosmetyczne z preparatami zawierającymi sama erytlurozę wypadły nie najlepiej. Osoba chcąca pozyskać brąz w ten sposób musiałaby kilka dni codziennie smarować się preparatem aby dorównać jednorazowemu efektowi DHA po drugiej godzinie jego działania. Czy klienta który sięga po opalacz z tubki jest na to dzisiaj przygotowany? Podobnie jak klienta, który bezpośrednio po wyjściu z solarium ogląda się w lustrze oczekując natychmiastowych efektów, miłośnicy samoopalaczy kierują się przede wszystkim szybkością działania, wygodą oraz obiecanym zdrowiem, postawionym jednak wiele razy pod wielkim znakiem zapytania. Tak jak rozsądna ekspozycja skóry na ultrafiolet nie tylko może ale i jest zdrowa tak samoopalacz z cała pewnością nie przynosi ze sobą poza chwilowym brązem żadnych zdrowotnych korzyści, i jak widać może nawet szkodzić.
Alternatywne rozwiązania
Pośrednim ale i prokonsumenckim zachowaniem się niektórych producentów jest równoległe stosowania obydwu substancji, ich proporcje są jednak ponownie często uzależnione od ceny. Nie do pominięcia jest również chęć spełniania oczekiwań klienta a wiec i konkurencyjność na rynku. Edukacja nic tu nie przyniesie bo trwałaby zbyt długo i zawsze znalazły się firmy które nie patrząc na zdrowie klienta zasypywać będą rynek tanim preparatem o spektakularnym działaniu.
Pierwsze efekty stosowania erytrulozy widać po upływie około doby czyli 24 godzin. Takie wolne działanie to z jednej strony wada, ale z drugiej wielką zaletą erytrulozy. Wolniejsze wnikanie w warstwę rogową naskórka pozwala na bardziej równomierne rozprowadzenie preparatu, którego wynikiem jest na jednolity i nieco ładniejszy kolor opalenizny. Wytrwali w nagrodę za cierpliwość otrzymują efekt który będzie również nieco trwalszy od DHA.
Aby przyśpieszyć efekt pojawiania się opalenizny erytrulozę stosuje się zwykle razem z innymi substancjami barwiącymi, najczęściej razem z DHA. W przemyśle solaryjnym a dokładniej mówiąc w profesjonalnych, markowych preparatach przyspieszających opalanie w solarium stosuje się znacznie więcej substancji wspomagających brązownie naskórka. Preparaty zawierające erytrulozę oraz niewielkie ilości DHA, dla zaspokojenia tych najbardziej niecierpliwych klientów zawierają, cały szereg substancji barwiących pochodzenia roślinnego takie jak wyciąg z łupiny orzecha włoskiego, czy henny. Naturalne składniki są jednak bardzo drogie, i trudne w obróbce ponieważ brudzą odzież. Na ich użycie mogą pozwolić sobie tylko producenci preparatów z wyższych półek cenowych oraz niszowi np. wąskie grono producentów profesjonalnych preparatów dla solarium. Produkty te oferowane są tylko w salonach solaryjnych. Cenowo nie mogą dorównywać preparatom kosmetycznym oferowanym w drogeriach ponieważ te ostatnie muszą być tanie w masowej produkcji. Charakterystyczne dla kosmetyków profesjonalnych są ich złożone receptury, droższe i wyszukane komponenty, wysokiej jakości masy nie ulegające degradacji ani tez krystalizacji pod wpływem większej dawki UV. Są one też dużo lepiej dopasowane do szerokich indywidualnych potrzeb klienta.
Efekt nagrodą dla cierpliwych
Jak podsumować to dwuznaczne, a nawet trójznaczne odkrycia? Może wystarczy powiedzieć po prostu to, że nic nie zastąpi natury i to bez względu czy jest nią słońce czy też naturalny składnik preparatu kosmetycznego. Natura jest jednak uwarunkowana bardzo długą ewolucją a więc i na efekty jej działania należy odpowiednio długo poczekać. W przypadku słońca na prawdziwy pełny efekt zdrowego opalania musimy poczekać około 21 dni, a w przypadku „samoopalacza” od 2 godzin do 2 dni. Słońce daje nam poza brązem cały szereg niezbędnych do życia i poprawnego funkcjonowania przemian fotochemicznych, a samoopalacz niestety nic poza brązem. Efekty 21 dni opalania (np. w czasie urlopu) widzimy przez kolejne kilkadziesiąt dni, samoopalacz zanika wraz z naszą wierzchnią warstwą naskórka w przeciągu dwóch do kilku dni. Jeśli ktoś nie może się z powodów uwarunkowań genetycznych czy też zdrowotnych eksponować swojej skóry na słońce lub odwiedzić prawdziwie profesjonalnego salonu solarium to warto aby zwrócił on czasami uwagę na skład kremu samopopalającego którym się smaruje. W każdym wypadku miłośnik brązu powinien uzbroić się w cierpliwość i wziąć pod uwagę wszystkie aspekty opalania jak i tzw. „samoopalania” swojej skóry.
Podsumowanie
Na zakończenie życzę wszystkim dużo zdrowia oraz słońca jak i zadowolenia z efektów, bez względu na to, którą drogę wybiorą w celu pozyskania brązu. Pamiętajmy, że opalanie to nie tylko brąz, a jeśli chcemy zdrowo się opalać to na efekty musimy poczekać nawet do kilku tygodni. Jeśli zdecydujemy się na solarium to poszukajmy prawdziwie profesjonalnego salonu, który umożliwi nam rozsądne opalanie, nie patrząc na nasz portfel lecz na zdrowie i dobrą kondycję naszej skóry. Profesjonalnie ułożony plan opalania, określenie fototypu lub nawet pomiar skóry specjalnym urządzeniem, to coraz częściej spotykane na naszym rynku podejście do klienta. I nawet jeśli nie ma dzisiaj takich punktów zbyt wiele to są one na dobrej drodze do pozyskania miana gabinetów profesjonalnej fototerapii, zdrowego opalania oraz prewencji polegającej na utrzymaniu szczególnie porą zimową odpowiedniego poziomu witaminy D3. Jest ona głównym prekursora aktywnej formy witaminy D chroniącej nasz organizm przed wieloma rodzajami nowotworów, zwiększającej naszą ogólną odporność jak i poprawiającej nam nastrój. Jeśli uzbroimy się w cierpliwość i wybierzemy odpowiednio słabe urządzenia to efekt w postaci pożądanego brązu przyjedzie z czasem jako uboczny efekt ekspozycji naszej skóry na ultrafiolet.