
Wiele się mówi i pisze na temat opalania dzieci. W niektórych krajach dochodzi nawet do czynów. Na przykład w Hiszpanii dekretem królewskim zakazano niedawno opalania niepełnoletnich w salonach solaryjnych. Czy jednocześnie zbudowano szlabany kontrolujące dowód osobisty przy wejściu dzieci na plażę i wyznaczono kary na rodziców pozwalających im się bawić w słoneczne dni w ogrodzie?
Oczywiście nie. Dlatego zachowanie Hiszpanów naszym zdaniem nie zasługuje na pochwałę, tym bardziej że to właśnie solarium, a nie plaża czy ogród jest jedynym miejscem, w którym możemy poddać nasze ciało kontrolowanej i z góry określonej dawce promieni ultrafioletowych.
Na pochwałę zasługują naukowcy, którzy po wielu latach badań dowiedli, że skóra dziecka w przeciwieństwie do skóry dorosłej osoby nie ma w sobie wykształconych odpowiednio skutecznie działających mechanizmów ochronnych i jej uszkodzenia genetyczne mają znacznie poważniejszy wymiar niż u osób dorosłych. W jednym z opracowań sporządzonych na zlecenie komisji do spraw wczesnego wykrywania nowotworów można przeczytać, że poparzenia słoneczne noworodków, które genetyczne miały podwyższone ryzyko choroby nowotworowej, zwiększyły to ryzyko w sposób tak duży, że dziwić się będzie można, jeśli w późniejszym swoim życiu nie zachorują na raka skóry bądź inne nowotwory. Badanie i wyciągnięte wnioski bazują na tym, że bardzo delikatna skóra całkowicie bezbronnego noworodka oraz jego jeszcze nie całkiem ukształtowany organizm nie poradzi sobie z naprawą łatwo uszkadzanych przez promienie ultrafioletowe wewnątrzkomórkowych łańcuchów DNA i tym samym wprowadzą zaburzenia tego kodu charakterystyczne dla chorób nowotworowych. Wytłumaczenie tego zjawiska jest stosunkowo łatwe, logiczne i proste, więc szkoda, że naukowcy nie wpadli na to wcześniej i nie powiedzieli tego naszym rodzicom, którzy wystawiali nasze gołe pupy do słońca na plaży w Kołobrzegu, kiedy byliśmy niemowlakami lub małymi dziećmi. Lekarstwem na poparzenie było wtedy kwaśne mleko i pantenol w piance zakupiony w aptece bez recepty. Czy środki te chroniły nas praktycznie przed groźnymi skutkami poparzeń? Doraźnie - tak, długoterminowo i faktycznie nie chroniły nas wcale, bo jedyną ochroną przed skutkiem poparzenia jest niedopuszczenie do niego. Jeszcze dziwniejsze jest to, że wiedza ta jest dostępna od przeszło dwudziestu lat w niemieckich podręcznikach i książkach na temat opalania, a do naszych szkół nie trafiła ona jeszcze do dziś.
Zgodnie z powiedzeniem lepiej późno niż wcale - skoro dziś już o tym wiemy, chrońmy nasze dzieci w sposób bardziej efektywny nie dopuszczając do słonecznych poparzeń.
Uważny czytelnik zauważył pewnie to, że nie użyłem określenia ochrona przed słońcem. Nie zrobiłem tego celowo, ponieważ wiem, że bez słońca nie byłoby życia na naszej planecie, a nasze dzieci nie dożyłyby bez niego spokojnej starości. Bio pozytywne skutki opalania, czyli ekspozycji naszej skóry na słońce to podstawa naszej egzystencji. Tak, więc korzystajmy ze słońca rozważnie i nie zabraniajmy naszym dzieciom opalania się, tym bardziej, że w wieku dorastania słońce pełni kluczową rolę w ich rozwoju. Dostarcza ono w ponad 90% niezbędnej do przyswajania wapnia witaminy D3. To właśnie dzięki witaminie D3 mogą w poprawny sposób budować mocny układ kostny, zapobiegać krzywicy jak chronić się przed przyszłą osteoporozą.
Najważniejszą rolą rodziców jest, więc zapobieganie poparzeniom i edukacja młodzieży, a nie ograniczanie jej kontaktu ze słońcem. Wychowawcza rola rodziców i opiekunów powinna w prawidłowy sposób przybliżyć niebezpieczeństwa idące w parze z nadmiarem promieni UV.
Uświadommy również te dorastające, podróżujące na własną rękę niepełnoletnie latorośle o tym, że nie słońce, lecz poparzenie jest zgubnym igraniem ze swoim zdrowiem i jeśli nie robi to na nich wrażenia, to spytajmy ich wręcz: czy przez własną głupotę chcą się nabawić raka skóry lub w najgorszym przypadku skończyć przedwcześnie swój żywot na tej słonecznej planecie, umierając na jakiś inny nowotwór. Naturalnie choroba nowotworowa nie musi skończyć się śmiercią, ale takie przykłady na młodzież lepiej działają. Z drugiej strony żadna choroba nowotworowa do bagatelnych nie należy i zawsze wiąże się z ryzykiem.
Trudno jest jednak mówiąc o słońcu nie wspomnieć o jego roli w prewencji wszystkich chorób wraz z nowotworowymi. To właśnie stały i wysoki poziom witaminy D3, którą w 90% syntezujemy w naszej skórze samoistnie pod wpływem promieni ultrafioletowych, zapewnia poprawną pracę naszego układu immunologicznego. Zwalczanie wirusów, bakterii jak i nowotworów w dużym stopniu uzależnione jest, więc od naszych stałych kontaktów ze słońcem. Uwaga! Opalanie się to nie tylko brąz. Dawka promieni UVB potrzebna do syntezy witaminy D3 jest niższa od tej wywołującej rumień czy zjawisko produkcji dodatkowych pigmentów i warto o tym pamiętać. Wypada wiedzieć również o tym, że w naszej szerokości geograficznej, słońce może syntezować witaminę D3 tylko w miesiącach letnich, kiedy to dużo większa część promieni UVB dociera do powierzchni ziemi. W tym czasie 15 minutowy spacer po plaży wystarczy w zupełności do tego by zapewnić organizmowi pożądaną dawkę słonecznej witaminy.